Katecheza o Eucharystii - cz. 4

Wiele razy słyszeliśmy te słowa Ewangelii: "Jeśli […] przyniesiesz dar swój przed ołtarz i tam wspomnisz, że brat twój ma coś przeciw tobie, zostaw dar swój przed ołtarzem, a najpierw idź i pojednaj się z bratem. Potem przyjdź i dar swój ofiaruj" (Mt 5,23-24). Zaproszenie do pojednania z ludźmi jest fundamentalnym warunkiem owocnego uczestniczenia we Mszy Świętej. Jest to także warunek pojednania z Bogiem. A Eucharystia to „sakrament pobożności, znak jedności, więź miłości! To zdanie św. Augustyna z jego komentarza do Ewangelii św. Jana podejmuje i streszcza niezwykle trafnie słowa skierowane przez św. Pawła do Koryntian, […]: «Ponieważ jeden jest chleb, przeto my, liczni, tworzymy jedno Ciało. Wszyscy bowiem bierzemy z tego samego chleba» (1Kor 10,17). Eucharystia jest sakramentem i źródłem kościelnej jedności” − przypominał św. Jan Paweł II.

Gdy idziemy na Mszę Święta, koniecznie trzeba zadbać o pojednanie z Panem Bogiem. Jeśli mieliśmy nieszczęście odejść od Niego przez grzech ciężki, to trzeba przystąpić do sakramentu pokuty. Najlepiej jeszcze przed rozpoczęciem liturgii. Choć generalnie istnieje możliwość spowiadania się w czasie Eucharystii, to jednak trzeba mieć świadomość, że nie jest to sytuacja wzorcowa. Są parafie, w których księża nie pozostają w konfesjonałach w czasie liturgii, aby każdy mógł przeżywać celebrację bez rozproszeń i z całym zaangażowaniem.

Ważna jest tęsknota za jednością z Bogiem, która nie pozwala trwać w grzechu ciężkim. W jednej z parafii do księdza już późnym wieczorem przyszedł mężczyzna i poprosił o spowiedź. Powiedział: „Popełniłem grzech ciężki i boję się iść z nim spać”. Warto modlić się o taki dar wrażliwego sumienia, które popycha ku miłosiernemu Ojcu, aby nie odchodzić i nie marnotrawić Bożej miłości. To prawda, że już w starożytności chrześcijańskiej istnieli wierni, którzy przez całe lata nie przystępowali do Komunii. Ale to byli publiczni grzesznicy. Za zabójstwo, cudzołóstwo bądź za zaparcie się wiary przez długi okres, nawet do końca życia, czynili pokutę i prosili o wstawiennictwo innych. Jeśli dzisiaj z uporem trwamy w grzechu ciężkim i nie chcemy tego zmienić, jeśli długo nie wracamy do miłosiernego Ojca, jest to bardzo niepokojący znak zatwardziałego serca. To narażanie się na niebezpieczeństwo wiecznego potępienia, bo przecież nikt nie zna godziny przejścia do domu Ojca. Trzeba bardzo dbać o życie w łasce uświęcającej i to przez cały czas, nie tylko w okresie wielkanocnym, aby nie przegrać życia wiecznego. Zresztą jak to świadczy o naszej miłości do Pana, gdy nie chcemy stawać się z Nim jedno w Komunii świętej? Taka wiara jest martwa, bo nie rodzi konkretnych czynów (por. Jk 2,14-17).

Jeśli popełniliśmy grzechy powszednie (czasem nazywamy je lekkimi), które nie zerwały naszej więzi z Bogiem, na początku liturgii wzbudzamy za nie żal i postanowienie poprawy. Msza Święta broni nas w ten sposób przed banalizowaniem grzechu. Bowiem za każdy ludzki grzech Chrystus oddał życie na krzyżu. Dlatego wielu świętych mówiło: raczej śmierć niż grzech. Im więcej w nas miłości do Pana Boga, tym większa troska o to, aby nie grzeszyć, także przez te małe niewierności. Trzeba prosić o wzrastanie w Bożej miłości i odkrywanie całej brzydoty grzechu, o widzenie tego, że odbiera nam i innym szczęście oraz radość życia. Gdy wiara staje się coraz bardziej dojrzała, nie bagatelizujemy grzechu ani nie usprawiedliwiamy się tym, że ktoś inny też źle czyni.

Jeśli pojawiają się wątpliwości dotyczące tego, czy grzech był lekki czy też ciężki, koniecznie należy je rozwiać na forum sakramentu pojednania. Nie wolno z wątpliwym sumieniem przystępować do Komunii świętej. Zbyt wielki to dar i łaska zjednoczyć się z żywym Bogiem w Eucharystii. Święty Paweł przestrzega: „kto spożywa chleb lub pije kielich Pański niegodnie, winny będzie Ciała i Krwi Pańskiej. Niech przeto człowiek baczy na siebie samego, spożywając ten chleb i pijąc z tego kielicha” (1Kor 11, 27-28).

Czasem wiele trudności stwarza pojednanie z braćmi. Obecnie doświadczamy mocnego rozbicia w naszej Ojczyźnie, które wynika na przykład z upodobań politycznych. To rozbicie przenika społeczności lokalne, wspólnoty i rodziny. Pan wzywa nas do przebaczenia i pojednania, gdyż jest to jedyny sposób uzdrowienia serca. Wszyscy jesteśmy świadomi swej kruchości i grzeszności, naszego skłócenia z Bogiem i z braćmi. Często na początku liturgii wyznajemy: „Spowiadam się Bogu wszechmogącemu i wam, bracia i siostry, że bardzo zgrzeszyłem myślą, mową, uczynkiem i zaniedbaniem”. Uświadamiamy sobie głębię naszego zakorzenienia w złu. Pan wzywa nas do miłowania wszystkich ludzi: dobrych i złych, odnoszących się do nas życzliwie i nieżyczliwie. Bóg kocha wszystkich jednakowo. Ten sam deszcz spada na sprawiedliwych i niesprawiedliwych, to samo słońce ogrzewa pobożnych i niepobożnych, świętych i zbrodniarzy (zob. Mt 5, 45). Okazując nam miłosierdzie Chrystus wzywa byśmy dzielili się jego miłością z tymi, którzy zawinili wobec nas, tak jak my zawiniliśmy przeciw Niemu. Eucharystia to miejsce odkupienia wszystkich grzechów, zarówno tych, które my popełniliśmy wobec bliźnich, jak i tych, które oni popełnili wobec nas.

Wzajemne przebaczanie jest koniecznym warunkiem każdej ludzkiej miłości, ponieważ każdy, nawet mając najlepszą wolę, pozostaje kruchą istotą i bez łaski Bożej nic dobrego nie może uczynić. Gdy dostrzegamy swoją słabość, swoje wady i ułomności, gdy widzimy, jak trudno je pokonywać, już tak łatwo nie oskarżamy i nie potępiamy braci, za to, co widzimy i u samych siebie. Bóg dostrzega nasze ułomności i kocha nas takimi, jakimi jesteśmy. I my, widząc ułomności naszych braci, mamy ich przyjmować i kochać takimi, jakimi są.

Gdy przydarzają się nam czasem bardzo bolesne sytuacje życiowe, które niezwykle głęboko i jakby na trwale ranią serce, pojawia się pytanie, czy to w ogóle można przebaczyć. Gdyby miłość opierała się tylko na ludzkich siłach, byłoby to niemożliwe. Ale nasza miłość małżeńska, rodzicielska, synowska czy przyjacielska czerpie z tego pierwotnego źródła, jakim jest miłość Boga. Dlatego cud przebaczenia nawet najgłębszych ran mocą tej miłości jest możliwy i to w każdej sytuacji. Często nie dokonuje się to w jednym momencie, ale jest długim procesem i trudną drogą. Przebaczenie pozwala odradzać się naszej miłości i daje moc do powstawania oraz przemiany. Każdy akt przebaczenia, który sobie ofiarowujemy, sprawia, że miłość rozkwita na nowo, bo powracamy do pierwotnej miłości i wierności Boga. Przebaczenie pozwala przekraczać niewidzialne mury, które narastają w naszych wzajemnych relacjach, nawet z najbliższymi, i wpychają nas w samotność oraz zabierają wolność.      

Przebaczenie to nie jest w pierwszym rzędzie sprawa uczuć. Często dominują w nas uczucia zdecydowanie negatywne wobec kogoś, kto dotkliwie nas zranił czy skrzywdził. Przebaczenie to sprawa rozumu i woli. To decyzja i chęć pójścia za wskazaniem Ewangelii. Powoli także uczucia ulegną jakiemuś uspokojeniu i uzdrowieniu. Ale nawet gdyby tak się nie stało, nasze przebaczenie jest skuteczne, prawdziwe i owocne.

Bywają sytuacje, gdy nie można, a nawet nie wolno komunikować komuś, że przebaczyliśmy. Dotyczy to takich osób, które wykorzystałyby dar przebaczenia przeciwko nam albo poczuły się bezkarne i rozzuchwaliły w krzywdzeniu. Ale nawet wtedy decyzja jest ważna i uwalnia nasze serce od ciężaru. Wypełniamy także dany przez Pana nakaz pojednania z bratem, gdy ktoś nie zgadza się przebaczyć i pojednać, mimo naszej prośby. 

Straszne jest to, że człowiek może pielęgnować w sobie poczucie krzywdy. Może być uwięziony w jakichś diabolicznych pretensjach wobec brata, i to czasem z powodu absolutnych drobiazgów.  

Gdy idziemy na Mszę Święta, niech nam się zawsze przypomina wezwanie św. Pawła: „W imię Chrystusa prosimy: pojednajcie się z Bogiem!” (2 Kor 5,20). Jednajmy się też z braćmi, aby przed naszym Panem stawać jako jeden Kościół, jedna rodzina Boża, jedna wspólnota…