Tato, czy ja jestem ochrzczony?Czasy były twarde, propaganda komunistyczna była perfidnym terrorem. Syn dyrektora szkoły zaszedł kiedyś do kolegi. W domu owego kolegi obraz Najświętszego Serca Pana Jezusa. Dwunastoletni chłopak zdumiony patrzy i całkiem szczerze pyta: "Co to za pan z brodą?”

Kolega zaczął tłumaczyć. Na tyle widać przekonywająco, że po jakimś czasie tamten zapytał w domu: “Tato, czy ja jestem ochrzczony?” To wywołało burzę. “Nie jesteś ochrzczony i więcej nie mów o żadnych takich głupstwach. I nie będziesz więcej chodził do tego swojego kolegi. On ci tylko mąci w głowie”.

Wiadomo, zakazy, gdy wydają się dziecku bezpodstawne, nie skutkują. Prywatna nauka religii trwała więc dalej. W końcu chłopak zapragnął zostać ochrzczonym. Ale jak? Toż ojciec by go zatłukł, wiedział o tym. Ale że wiedział o chrzcie udzielanym w szczególnych przypadkach przez każdego, zaczął nagabywać kolegę: “Musisz mnie ochrzcić”. Ten się wzbraniał. Któregoś dnia w drodze do szkoły byli świadkami wypadku - inny ich kolega zginął pod kołami samochodu. “Widzisz, a jakbym ja? Bez chrztu bym umarł!” Było kilka minut po ósmej, na szkolnym podwórzu nikogo, podeszli do studni. Taka studnia z ręczną pompą. Zmówili “Wierzę w Boga...”, a potem kolega kolegę ochrzcił: “Józefie, ja ciebie chrzczę w imię Ojca, i Syna, i Ducha Świętego”. I zaraz biegiem do klasy, po drodze odmawiając “Ojcze nasz”. Ze spóźnienia wykręcili się owym wypadkiem. O chrzcie nikomu nie mówili.

Po kilku tygodniach chłopak utonął w rzece. Pogrzeb był oczywiście bez księdza. Ale po miesiącu ojciec nie wytrzymał wewnętrznego naporu. Było mu już wszystko jedno. Poszedł do proboszcza: “Księże, mój syn... On bez chrztu... Ja jestem temu winien!” Proboszcz wszystko wiedział. Uspokaja ojca: “Syn był ochrzczony...” Trudno było ojca przekonać. “Co to za chrzest, na szkolnym podwórku przez dzieciaka...”

za: ks. Tomasz Horak